Tego nie zapomnimy, odc. 2 – Wiesław Jaguś bohaterem w Lonigo

W drugim odcinku wspominkowego cyklu o sukcesach reprezentantów Polski, przypominamy sobie rewelacyjny występ Wiesława Jagusia z 28 kwietnia 2007 roku. „Mały Wojownik” stanął na podium we włoskim Lonigo, co miało być zwiastunem świetnego sezonu w cyklu Grand Prix.

„Mały Wojownik”, „Jagoda” – takie pseudonimy do dziś wywołują uśmiechy w toruńskich barach i nie tylko. Wychowanek Apatora, kojarzony przede wszystkim z czerwonym kevlarem, jest jednym z symboli żużla w grodzie Kopernika. W 2001 roku wydatnie pomógł swojej drużynie w pokonaniu wrocławian i zdobyciu złotych medali DMP. Przez lata pracował na status świetnego ligowca, a polscy kibice zastanawiali się, czy zdoła udowodnić swój talent na arenie międzynarodowej.

W 2006 roku Jaguś zajął czwarte miejsce w Grand Prix Polski na torze bydgoskiej Polonii. 19 sierpnia tego samego roku wychowanek Apatora podbił szwedzką Vetlandę, gdzie odjechano Grand Prix Challenge. W finale, za jego plecami znaleźli się Rune Holta, Hans Andersen i Peter Karlsson.

Tak oto dochodzimy do roku 2007, kiedy to „Mały Wojownik” z olbrzymimi nadziejami przystępował do cyklu SGP. Jako stały uczestnik najbardziej prestiżowych rozgrywek żużlowych przyjechał do włoskiego Lonigo. Inaugurację zaplanowano na 28 kwietnia. Polscy kibice ściskali tego dnia kciuki za Jagusia, Tomasza Golloba, Jarosława Hampela i wyżej wspominanego Holtę.

Początek włoskiego turnieju nie wyglądał optymistycznie w temacie Jagusia. Wychowanek Apatora zaliczył „śliwkę”, a przed sobą zobaczył Nickiego Pedersena, Leigh Adamsa i Scotta Nichollsa. Były to jednak złe miłego początki. Trzy zwycięstwa sprawiły, że obserwatorzy turnieju spokojnie mogli dołączyć „Jagodę” do grona faworytów. Zaimponować mogła zwłaszcza trzecia trójka, gdzie w pokonanym polu znaleźli się chociażby Greg Hancock i Tomasz Gollob. Turniej poukładał się w ten sposób, że Jaguś i „Chudy” spotkali się ponownie w pierwszym półfinale.

Po starcie wyraźnie prowadził Nicki Pedersen, a za jego plecami wylądował Gollob. Wydawało się, że torunianinowi będzie ciężko wyprzedzić bardziej utytułowanego rodaka, ale na wejściu w drugi łuk późniejszy mistrz świata odsunął się od krawężnika, prowadzący Duńczyk zasypał go szprycą, co wykorzystał Jaguś. Wychowanek Apatora jako jedyny z Polaków zameldował się w finale, gdyż chwilę później ostatni w drugim półfinale był Hampel.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia – tak można było zapowiedzieć finał z udziałem ulubieńca kibiców z grodu Kopernika. Obok Polaka, w decydującej gonitwie pojawili się Pedersen, Hancock i Jason Crump. Start nie należał do Jagusia, ale na przeciwległej prostej Polak przykleił się do krawężnika i w swoim stylu wyprzedził Amerykanina oraz Australijczyka. Hancock nie dawał za wygraną. Na ostatnim okrążeniu wyszło doświadczenie „Grina”. Koniec końców Jaguś zajął trzecie miejsce, co nadal było ogromnym sukcesem. – Mamy podium – przekazał uradowany Piotr Olkowicz, komentujący tamte zawody dla stacji Canal+ Sport.

Fani Jagusia i wszyscy dobrze życzący polskiemu żużlowi mieli nadzieję, że trzecie miejsce da „Małemu Wojownikowi” pozytywnego kopa i co za tym idzie, nasz rodak powalczy o coś więcej. We Wrocławiu było już o wiele gorzej – 6 punktów dało zaledwie dwunaste miejsce, a później przyszedł feralny turniej w szwedzkiej Eskilstunie. Po zerze przyszły dwie trójki, ale w czwartej serii Jagusia sfaulował Nicki Pedersen. Duńczyk został z powtórki wykluczony, ale kontuzja wykluczyła faworyta toruńskich kibiców z końcówki zawodów.

Choć Wiesław Jaguś zdołał względnie szybko wrócić do ścigania w sezonie 2007, to kolejne jego występy nie przyniosły upragnionych sukcesów. Ostatecznie cykl Grand Prix „Mały Wojownik” zakończył na 11. miejscu. Mówi się, że ta utracona szansa przyśpieszyła jego decyzję o zakończeniu kariery w 2010 roku. Żużel przestał bawić wychowanka Apatora. Dziś możemy sobie tylko zadawać pytanie „co by było gdyby?” i przywoływać tę feralną dla „Jagody” Eskilstunę.