Kiedy trzech Polaków staje na podium turnieju z cyklu Grand Prix, to nie może być zwykły wieczór, a w nocy wielu kibiców nie zamierza kłaść się spać. W cyklu „Tego nie zapomnimy” zapraszamy na wyprawę do łotewskiego Daugavpils, gdzie w 2017 roku triumfował Piotr Pawlicki.
Pamiętacie turniej z 19 czerwca 2010 roku? Wówczas na toruńskiej Motoarenie oklaskiwaliśmy trzech reprezentantów Polski, którzy zajęli wszystkie miejsca na podium. Zwyciężył legendarny Tomasz Gollob, a za nim uplasowali się Rune Holta i Jarosław Hampel. Wtedy zadawaliśmy pytanie, czy Polacy są w stanie coś takiego powtórzyć, a może uda się również za granicą? Odpowiedź przyszła niespełna 7 lat później.
W sezonie 2017 mieliśmy czterech stałych uczestników cyklu Grand Prix z Polski: Patryka Dudka, Macieja Janowskiego, Bartosza Zmarzlika i Piotra Pawlickiego. Do trzeciej rundy podchodziliśmy z optymizmem, ponieważ w dwóch poprzednich przypadkach mieliśmy „Biało-Czerwonego” zawodnika na podium. W Krsko za plecami Martina Vaculika i Fredrika Lindgrena uplasował się „Duzers”, a na Narodowym w Warszawie lepszy od „Magica” był tylko Lindgren. Brakowało wisienki na torcie w postaci zwycięstwa Polaka.
Jak się później okazało, nie trzeba było długo czekać. 27 maja 2017 roku najlepsi żużlowcy świata przyjechali do Daugavpils na obiekt, który dobrze znamy m.in. z polskich lig. Na 22-letniego wówczas Piotra Pawlickiego nie stawiało wielu. Wychowanek leszczyńskiej Unii miał już na koncie jedno podium, wywalczone w sezonie 2016 w Malilli. Akcje „Pitera” nie poszybowały wyżej po pierwszym starcie, ponieważ lepsi od niego byli Maksim Bogdanow i Chris Holder. Za plecami Pawlickiego przyjechał jedynie… Bartosz Zmarzlik.
Inaczej było w przypadku Macieja Janowskiego, który łotewską odsłonę zmagań zaczął od trzech trójek i wydawało się, że to on wyrasta na głównego faworyta zawodów. Pozostali nasi reprezentanci rozkręcali się z serii na serię. Przed ostatnią wydawało się, że nawet komplet „Biało-Czerwonych” może wjechać do półfinałów. W trakcie pierwszego podejścia do biegu nr 17, serca kibiców zabiły szybciej. Na przeciwległej prostej podniosło maszynę Macieja Janowskiego, wpadł na niego Słoweniec Matej Zagar, a o jego motocykl przewrócił się również Zmarzlik. Na szczęście skończyło się na strachu. W powtórce wychowanek gorzowskiej Stali nie zapunktował, co skutkowało odpadnięciem z zawodów.
Wróćmy jednak do Piotra Pawlickiego. O ile początek był średniawy, o tyle od trzeciej serii obserwowaliśmy prawdziwy koncert Polaka. Leszczynianin rewelacyjnie wychodził ze startu i tyle go widzieli rywale. Równolegle kapitalną formę zaczął prezentować Patryk Dudek. Efekt? Trzech Polaków w półfinałach, bo kapitalny start zawodów wystarczył do awansu Janowskiemu.
W półfinałach Pawlicki i Dudek nie byli zagrożeni, a Tai Woffinden tylko przez niespełna dwa okrążenia nękał Macieja Janowskiego. Polski scenariusz majowych zawodów zaczął się klarować. Obok naszych zawodników, pod taśmą decydującego biegu stanął Jason Doyle. Australijczyk miał realne szanse na pokonanie Macieja Janowskiego, ale pod koniec drugiego okrążenia zanotował defekt. Wszystko to działo się za plecami Pawlickiego. „Duzers” nie zbliżył się do młodszego kolegi, ale on również zanotował rewelacyjny wyścig. Przeżyjmy to jeszcze raz!
To była magiczna noc na łotewskiej ziemi. Polskie podium liczyło łącznie 71 lat. Młodzi „Biało-Czerwoni” rozbudzili nasze apetyty na dalszą część sezonu. Ostatecznie najlepiej poszło Dudkowi, który aż do ostatniej rundy miał szanse na złoty medal. W australijskim Melbourne musiał jednak uznać wyższość Jasona Doyle’a, pechowca z Daugavpils.
Pozostaje mieć nadzieję, że sezon 2023 przyniesie kolejne zawody, do których będziemy wracać przez długie lata. W kalendarzu SGP 2023 znalazła się m.in. łotewska Ryga, a to już pobudza wyobraźnię. Trzymamy kciuki!