– Wyciągamy ludzi z zapomnienia. Już teraz wielu z nich nie ma nic wspólnego ze sportem, ale ta stara miłość w nich zostaje i kiedy siadają do wspólnej kolacji, to szybko łapią kontakt, odżywają wspomnienia – mówi Marek Kraskiewicz, specjalista PZM od żużla, o spotkaniu weteranów w Lublinie.
POLSKIZUZEL: Które to już spotkanie weteranów?
Marek Kraskiewicz, specjalista PZM od żużla: Czwarte. Pierwsze odbyło się w Lesznie, potem był Rzeszów, Krosno, teraz Lublin. Robimy to zawsze przy okazji ostatniej rundy IMP. W ogóle to cały ten pomysł na spotkania wziął się z Gorzowa, gdzie śp. Boguś Nowak organizował ze Stanisławem Maciejewiczem spotkania gorzowskim weteranów, a z czasem zaczął też zapraszać innych. Te nasze spotkania pod egidą PZM też się rozrastają. W Lesznie było około 30 osób, w Lublinie już prawie 70.
Dużo.
Ale warto. Najlepsze są na tych spotkaniach te momenty, gdy naprzeciwko siebie stają ludzie, którzy kiedyś rywalizowali na torze, a potem się długo nie widzieli. Stają twarzą w twarz, przyglądają się sobie, aż w końcu jeden mówi: a to ty Janek, a drugi z niedowierzaniem pyta: to ty Tadziu? Wiadomo, ludzie się zmieniają i jak ktoś nie widział się kilkadziesiąt lat, to potem naprawdę nie wie, kto stoi obok.
To bardzo sympatyczne, co pan mówi.
Ja myślę, że bardzo fajne jest to, że wyciągamy ludzi z zapomnienia. Już teraz wielu z nich nie ma nic wspólnego ze sportem, ale ta stara miłość w nich zostaje i kiedy siadają do wspólnej kolacji, to szybko łapią kontakt, odżywają wspomnienia. Siedzimy, dyskutujemy, oglądamy mecze. Teraz to było ligowe spotkanie Betardu Sparty Wrocław z Orlen Oil Motorem.
Co słychać u mistrzów, jak sobie radzą?
Bardzo różnie. Większość jest na emeryturach. Zasadniczo sobie radzą, ale niektórzy mają kłopoty. Dlatego tym bardziej cieszy, że jest coraz większe zainteresowanie nimi. Dzięki temu zaczynają pojawiać się darczyńcy. PZM też to robi i płaci tyle ile może. Kilkunastu zawodników jest pod taką stałą opieką. Wiadomo jednak, że potrzeby są wielkie.
Kto przyjechał do Lublina?
Bardzo różni ludzie w różnym wieku. Przekrój był duży. Najstarsi byli Erwin Brabański, 83-latek jeżdżący kiedyś dla Śląska Świętochłowice i jego rówieśnik Andrzej Wyglenda, wielka gwiazda ROW-u Rybnik. Mieliśmy też lubelskiego 80-latka Andrzeja Perczyńskiego. Była też grupa młodych. Poza Markiem Kępą i Wojtkiem Żabiałowiczem byli Stanisław Miedziński, Zbyszek Jąder, Andrzej Huszcza, z Niemiec przyjechał Maciej Jaworek. Staramy się ich przyciągnąć, powiększać to grono. Chcemy, żeby oni poczuli się ważni, bo na to zasługują. Poza tym Lublin się postarał.
Co to znaczy?
Przed zawodami była prezentacja na stadionie i każdy z tych mistrzów był przedstawiony. Była runda honorowa, gdzie starsi panowie mogli sobie pospacerować. Do tego doszła owacja na stojąco i gorące przywitanie. Nasi mistrzowie rozdali mnóstwo fotografów, pozowali do wielu zdjęć, bo kibice, jak już ich poznali, to chcieli sobie z nimi fotkę zrobić. Mam nadzieję, że za rok będzie równie sympatycznie.
Mistrzowie kiedyś
i dziś