– Praca w Żużlowej Reprezentacji Polski to przede wszystkim dla mnie zaszczyt, duma i wielkie wyróżnienie. Swój udział mogę nazwać spełnieniem marzenia, które spełniam i chcę, żeby ta przygoda trwała jak najdłużej – mówi nam Piotr Lutowski, fizjoterapeuta kadry od lipca 2022 roku. – Zdobyliśmy wszystko we wszystkich kategoriach wiekowych, brakuje nam tylko seniorskiego zwycięstwa w SoN, ale to też osiągniemy – dodaje.
POLSKIZUZEL.PL: Od kiedy pełnisz funkcję fizjoterapeuty Żużlowej Reprezentacji Polski i w jaki sposób trafiłeś do kadry?
Piotr Lutowski: W Żużlowej Reprezentacji Polski pracuję od Speedway of Nations w Vojens, czyli od lipca 2022 roku. Kilka tygodni wcześniej z propozycją współpracy z kadrą zadzwonił do mnie Rafał Dobrucki. Wiem, że zanim to zrobił, zbierał rekomendacje o mnie i dużą robotę zrobił tu Robert Kościecha. Pierwszy raz z Rafałem i Darkiem Cieślakiem spotkałem się na lotnisku w Bilund. Moim okresem próbnym były zawody i tak wspólnie pracujemy do dziś. Pod moją opieką jest kadra seniorska i juniorska.
W sporcie żużlowym osiągnąłeś już Mount Everest czy jednak wciąż się uczysz i zdobywasz doświadczenie? Oprócz pracy w kadrze jesteś przecież fizjoterapeutą GKM-u Grudziądz.
– Jeśli chodzi o tytuły, to brakuje mi tylko zwycięstwa w SoN. To tyle, jeśli chodzi o aspekt sportowy. Jeśli natomiast mówimy o moim zawodzie, to tutaj nigdy nie da się zdobyć szczytu. Osoba, która tak uważa, po prostu stoi w miejscu. Cały czas się rozwijam i uczę, choć w zawodzie pracuję już prawie 20 lat.
Praca z człowiekiem i jego zdrowiem wymaga ciągłego samodoskonalenia, do każdego pacjenta trzeba podchodzić indywidualnie, a do jego problemu z wielką pokorą. Z GKM-em współpracuję już 10 lat i właśnie praca w klubie nauczyła mnie fizjo-fachu w żużlu. Uwierz mi, że to bardzo specyficzna praca. Znacznie różni się od tej w gabinecie.
Pracę w żużlu da się połączyć z prowadzeniem prywatnego gabinetu fizjoterapii?
– Da się, tylko trzeba być elastycznym i momentami mieć bardzo wyrozumiałych pacjentów (śmiech). Najwięcej pracy „z grafikiem” mam w trakcie sezonu, gdzie mecze czasami są przekładane, dochodzą też kontuzje zawodników, którymi trzeba zaopiekować się na cito. W mojej pracy zawodowej żużel jest na pierwszym miejscu, tak też wynika z kontraktów. Przykład? Trzeba zająć się zawodnikiem, który jest po upadku i będzie u mnie za kilka godzin, a to jest normalny dzień w gabinecie.
Czasami to ja dojeżdżam do zawodnika, wtedy mocno muszę kombinować z czasem. W tym wszystkim trzeba też pamiętać, że moi prywatni pacjenci są w cyklu rehabilitacji, której nie można przerywać, czekają też w kolejce. W takich przypadkach mój dzień pracy znacznie się wydłuża. Są dni, kiedy siedzę w gabinecie od szóstej rano, bo o dziesiątej mam wyjazd na mecz. Zdarza się też tak, że o czwartej wracam z meczu, a już o siódmej pracuję w gabinecie. Moja praca w sezonie jest bardzo intensywna i zdecydowanie wszystkiego nie da się przewidzieć, ale daje mi to dużo satysfakcji oraz potężnego kopa do działania.
Czym różni się praca w kadrze od pracy w klubie?
– W kadrze i w klubie mamy obozy, zgrupowania i zawody. Więcej pracy jest z drużyną klubową, ponieważ odpowiadam bezpośrednio za zawodników przez cały sezon i poza nim. Razem prowadzimy przygotowania, razem pracujemy z kontuzjami po zabiegach. I to od początku do końca. W kadrze mam bezpośrednią styczność z chłopakami na obozach oraz na zawodach międzynarodowych, choć zdarza mi się pomagać im także przed meczami i w trakcie, gdy jedziemy „przeciwko sobie”. Kadrowicze mają fizjoterapeutów w swoich klubach, więc to z nimi na co dzień współpracują. Często jednak ich konsultuję, czy też przyjeżdżają do mnie na pojedyncze spotkania.
Ile czasu w ciągu roku poświęcasz reprezentacji Polski? Zgrupowania, wyjazdy na mecze i turnieje, są czasochłonne.
– Naprawdę ciężko to policzyć. Zawody często mamy kilkudniowe, wyjeżdżamy wcześniej, czasami wszystko przesuwa się w czasie, bo trzeba zostać dłużej. Na pewno jest to kilka tygodni w ciągu 6-7 miesięcy sezonu żużlowego.
Jaki był najtrudniejszy moment podczas pracy z kadrą?
– Najtrudniejsze chyba były dla mnie pierwsze zawody, czyli wspomniany SoN. Pierwsza styczność z czołówką światową żużla, chłopaków znałem mniej lub więcej, a wtedy miałem ich wszystkich po raz pierwszy pod swoją opieką. Wiadomo, każdy jest inny i czegoś innego wymaga. Musiałem ich lepiej poznać, zdobyć ich zaufanie oraz zaufanie pozostałych członków sztabu. To był „ten” moment, nowe wyzwanie. Później już było łatwiej, bo chłopaki mi zaufali, wiedzieli, że można na mnie polegać, a ja wiedziałem, czego oczekują.
Najtrudniejsza kontuzja w kadrze?
– Każda kontuzja jest trudna. To taki moment kryzysowy wymagający szybkiej i fachowej reakcji. Trzeba wejść na szczyt swoich umiejętności i czasami jest to za mało. Do pracy fizjoterapeuty w sporcie żużlowym nie na żadnych szablonów. Trzeba działać.
Czym dla ciebie jest praca w Żużlowej Reprezentacji Polski?
– To przede wszystkim dla mnie zaszczyt, duma i wielkie wyróżnienie. Swój udział mogę nazwać spełnieniem marzenia, które spełniam i chcę, żeby ta przygoda trwała jak najdłużej. Żużlem interesowałem się od zawsze, tylko nie był to sport numer jeden. Od prawie 10 lat jednak już nim jest (śmiech).
Jak wyglądają kontakty z zawodnikami w okresie posezonowym?
– Kontakt mamy cały czas przez okrągły rok. Często konsultujemy się telefonicznie, chłopaki przyjeżdżają do mnie jedynie na pojedyncze spotkania. Utrzymujemy też kontakt czysto- prywatny. W końcu spędzamy ze sobą dużo czasu.
Największy sukces w kadrze i największe marzenie?
– Z Żużlową Reprezentacją Polski zdobyliśmy wszystko we wszystkich kategoriach wiekowych, brakuje nam tylko seniorskiego zwycięstwa w SoN, ale to też osiągniemy (śmiech). Każdy sukces dobrze smakuje, tak samo, jak każde zwycięstwo. Najbardziej smakowała chyba jednak wygrana w Drużynowym Pucharze Świata we Wrocławiu. Marzeń mam wiele i każde konsekwentnie staram się spełniać. Zawodowo mogę zdradzić, że chciałbym wygrać z chłopakami SoN i zdobyć medal w Ekstralidze z GKM-em Grudziądz.