– Miałam takie pytania i sugestie, że jakbyśmy zostali sponsorem ligi, to zwrot medialny byłby większy. Jednak nie samym chlebem człowiek żyje, nie wszystko da się ocenić i robić przez pryzmat Excela. Liga to jedno, a kiedy ci zawodnicy zakładają kevlar w barwach narodowych i walczą szprycha w szprychę, to jest w tym coś pięknego – mówi Marta Półtorak, prezes Marmy Polskie Folie w rozmowie z polskizuzel.pl.
POLSKIZUZEL: Marma Polskie Folie i pani osobiście dotąd kojarzyliście się w żużlu głównie ze Stalą Rzeszów. Po odejściu z klubu było pani mniej.
Marta Półtorak, prezes Marmy Polskie Folie, sponsora reprezentacji Polski: Oj tak niezupełnie. Po Stali były Wilki Krosno i Apator Toruń. Byli też zawodnicy, którzy potrzebowali pomocy i inne dyscypliny. A wracając do żużla, to nasza firma jest cały czas z tym sportem. Różne jest natężenie, ale nie pożegnaliśmy się z dyscypliną.
A pani?
Nigdy nie przestałam się interesować. I byłam widoczna w mediach, bo dziennikarze często pytali mnie o zdanie na różne tematy.
Przeważnie wypowiadała się pani krytycznie.
Dzwonili do mnie zwykle, jak był jakiś problem, więc to siłą rzeczy musiały być wypowiedzi krytyczne, ale obiektywne z mojego punktu widzenia. Nie mówiłem, że coś mi się nie podoba i już. Zawsze starałam się podejść konstruktywnie. Nie zawsze podawałam gotowe rozwiązanie, ale to często nie jest takie proste.
Porozmawiajmy o tym, co działo się po Stali. Prosimy o więcej szczegółów. Wspomniała pani o innych dyscyplinach.
Był hokej w Sanoku. Marma Polskie Folie jest też długoletnim sponsorem Rafała Wilka, który jeździ na hand bike’u i zdobywa olimpijskie medale na paraolimpiadach. Ostatnio brąz, wcześniej były też złote. To jeden z tych zawodników, z którymi współpracujemy najdłużej. Ostatnio wyszedł ciekawy film dokumentalny „Złote rzeszowskie dzieci”. To historia czwórki Wilk, Piotr Winiarz, Rafał Trojanowski i Maciej Kuciapa. Winiarz tak na marginesie pracuje w naszej firmie. A film jest o tym, jak złote dzieci zdobywały medale i o tym, jak potoczyły się ich losy później. Ciekawa produkcja, polecam.
Czy Marma Polskie Folie ma pod skrzydłami innych medalistów?
Oprócz Rafała nie mamy nikogo taki utytułowanego, nie jest to jednak naszym głównym celem. Chodzi nam bardziej o emocje sportowe, żeby pomóc zawodnikom w ich rozwoju i codziennych zmaganiach.
A wasze pieniądze były im potrzebne, żeby mogli realizować pasje?
Dobrze to ujęliście, w sporcie pasja jest tak samo istotna jak w biznesie. Przecież z Rafałem to też te sukcesy nie były na początku kariery takie oczywiste.
Jak było z klubami? Pytam o Cellfast Wilki Krosno.
To jest też historia, która wpisuje się idealnie w naszą filozofię działania. Jak zobaczyliśmy, kto stoi za reaktywacją Klubu i gdy usłyszeliśmy, że to jest być albo nie być dla ośrodka, to postanowiliśmy zadziałać i pomóc. Wiem, że zdobywane medale i tytuły są w sporcie bardzo ważne, ale czasem ważniejsze jest przysłowiowe „podanie ręki czy rzucenie koła ratunkowego”. Liczy się zwykła pomoc i zadowolenie kibiców.
Zaintrygowała nas pani z tą pomocą dla Apatora. O co chodziło?
W poprzednim sezonie Marma Polskie Folie była na kevlarach toruńskich zawodników.
Kiedyś, o ile dobrze pamiętamy, była pani w jednym obozie z panem Romanem Karkosikiem. Wspólnie występowaliście przeciwko PZM.
To prawda. Ja walczyłam o szacunek dla sponsorów. A to wszystko ze względu na to, że każda taka osoba mniej jest dużą stratą dla dyscypliny.
Nie kusi panią, żeby raz jeszcze wejść do żużla tak, jak to było w czasach Stali?
To było ekstremalne wyzwanie. Spółka Marma Polskie Folie była sponsorem tytularnym, ja byłam prezesem, zaangażowanie na sto procent moje osobiste i spółki. Trwało to ponad dekadę. Przez ten czas budowaliśmy pozycję finansową, układaliśmy wszystko od strony organizacyjnej. Wykonaliśmy wiele pracy. Nie myślałam, żeby do tego wracać, bo to duży wysiłek i ogromne zaangażowanie, na które z licznych względów nie mogę sobie pozwolić.
Stal skończyła bez medalu i to pewnie jest jakiś niedosyt.
Jakby była strategia zdobywania medali, to pewnie bylibyśmy pięć, a nie ponad dziesięć lat. Nie budowalibyśmy całej tej długotrwałej układanki, ale zatrudnilibyśmy najlepszych, zrobilibyśmy swoje i powiedzielibyśmy „do widzenia”. Pewnie, że medale są ważne, ale nie są celem samym w sobie. Dążyliśmy do nich, wiedząc, jak ważne są dla kibiców, ale przede wszystkim liczyło się to, że klub jest, ma stabilne fundamenty, a widowiska i emocje są na najwyższym poziomie. Medal byłby ukoronowaniem naszych wspólnych starań, ale mieliśmy pecha.
To znaczy?
W tym sezonie, w którym zajęliśmy czwarte miejsce, mieliśmy szansę walczyć o coś więcej, nawet o złoto. Jednak w jednym z meczów straciliśmy dwóch liderów. Obaj doznali kontuzji. A nie da się walczyć o duże cele bez dwóch najlepszych zawodników.
To prawda.
Zawsze podchodziłam z empatią do zawodników, więc byłoby dla mnie niezręczne, gdybym trzymała jednego czy dwóch żużlowców „na ławie”. Zresztą nawet nie wiem, jakbym to miała zrobić. Jak komuś powiedzieć, że ty jesteś ok, ale pojedziesz tylko, jak ktoś dozna kontuzji. Gdybym tak postępowała, to może mielibyśmy medal, ale to nie jest moja filozofia. Zawsze chciałam grać fair.
Kiedyś, jak pani zarządzała klubem, to była pani krytykowana. Teraz to się zmieniło. Z perspektywy czasu ludzie dobrze oceniają pani zaangażowanie w Stal i w żużel.
Jak ktoś jest innowatorem i myśli inaczej, to na początku zawsze jest uważany za dziwaka. Ja podeszłam do klubu, jak do sprawnie działającej organizacji. Najpierw miały być finanse, potem dobre miejsce pracy, wreszcie dobrze ułożone relacje z kibicami, którzy są równie ważni, jak zawodnicy. A w ogóle, to jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził. Zawsze znalazł się ktoś urażony, pominięty. No i jeszcze doszły problemy związane z tym, że byłam prezes kobietą w świecie mężczyzn.
To fakt.
No i z tego faktu wynikało, że każde moje działanie było mocno brane pod lupę. Dopiero po jakimś czasie panowie przychodzili i mówili: wiesz co, jednak wtedy miałaś rację. Mam też nadzieję, że z perspektywy kibice obiektywnie oceniają moje starania.
Jako prezes klubu miała pani wiele gwiazd w zespole, ale nigdy nie miała pani całej drużyny gwiazd. Choć mówiono, że zawsze pani o tym marzyła. Teraz gdy Marma Polskie Folie została sponsorem reprezentacji, to się zmieniło.
Jakbym chciała to skomentować pół żartem pół serio, to marzenia się spełniają. Inna sprawa, że mnie bardziej cieszyło, kiedy przychodził do klubu zawodnik przeciętny i nagle urastał, stawał się gwiazdą pod naszymi skrzydłami. W drużynie narodowej mamy jednak ukształtowanych zawodników, a każdy z nich prezentuje mistrzowski poziom.
Dlaczego kadra?
Miałam takie pytania i sugestie, że jakbyśmy zostali sponsorem ligi, to zwrot medialny byłby większy. Jednak nie samym chlebem człowiek żyje, nie wszystko da się ocenić i robić przez pryzmat Excela. Liga to jedno, a kiedy ci zawodnicy zakładają kevlar w barwach narodowych i walczą szprycha w szprychę, to jest w tym coś pięknego. Reprezentacja od każdego z nich wymaga współdziałania. Pod taśmą nie staje drużyna, tylko zawodnik, ale wygrywa drużyna. A na jej wynik składa się inwencja każdego z żużlowców. Każdy z nich musi myśleć, rozumieć działanie sprzętu i mieć na uwadze wiele zmiennych i czynników wpływających na wynik. Kiedyś Magda Louis powiedziała, że w piłce nożnej na gola czeka się godzinę, a czasem dłużej. W żużlu sekundy, a czasem ułamki sekund decydują o tym, kto jest pierwszy, a kto ostatni. To ogromne emocje. W przypadku reprezentacji można je pomnożyć wielokrotnie.
Wspomniała pani, że lubi oglądać, jak zawodnik przeciętny staje się gwiazdą. Myśli pani o jakimś programie związanym z kadrą?
To byłoby trudne, bo w kadrze nie ma przeciętnych żużlowców, ale wielkie nazwiska. My Polacy mamy szczęście, bo posiadamy wielu utytułowanych zawodników. W takiej sytuacji trudno zajmować się kreowaniem gwiazd. Można natomiast robić wiele akcji wokół. Promować sportowy tryb życia i dbać o to, by kadrze towarzyszyły pozytywne sportowe emocje. Nie mamy drugiej takiej dyscypliny, gdzie kadra zdobyła tak wiele złotych medali. Chciałabym jednak, żeby Żużlowa Reprezentacja Polski nie była kojarzona z wygrywaniem za wszelką cenę, ale z kształtowaniem określonych wartości i charakterów. Osobiście cieszy mnie również rzeszowski pierwiastek w tej kadrze, bo jest w niej Bartosz Bańbor. Nie chcę zdradzać wielu szczegółów, ale marzy mi się święto speedwaya — mecz Polska — Reszta Świata w Rzeszowie.