Trener kadry Rafał Dobrucki zapowiadał walkę o złoto w SON. Jest srebro. Zdaniem Jacka Frątczak można ten wynik oceniać dwojako. Człowiek, który z Dobruckim zdobywał złoto z Falubazem Zielona Góra mówi jednak wprost, że w tym dniu i w tych warunkach więcej nie mogliśmy osiągnąć.
POLSKIZUZEL: Kurz opadł, te największe emocje za nami, więc możemy na chłodno porozmawiać o srebrnym medalu naszej reprezentacji w SON. Sukces czy porażka?
Jacek Frątczak, żużlowy menadżer: Zależy, jak spojrzeć. A są dwie perspektywy.
Pierwsza.
Jak weźmiemy pod uwagę oczekiwanie, potencjał i to, gdzie były rozgrywane zawody, to możemy mówić o niedosycie.
Wybór był inny.
Tak, ale nie mogę nazwać srebra porażką, bo każdy medal ma swoją wartość. Dawno nic w SON nie zdobyliśmy, przechodzimy do historii.
Tak, ale sam pan wspomniał, że jak się ma taki potencjał, to oczekiwania są inne.
To prawda. Jak się ma mistrza świata i mistrza Europy, który na dokładkę jeździ na Motoarenie i wykręcił tam kosmiczną średnią, to można marzyć o złocie, można je planować. I ja się zgadzam co do tego, że mieliśmy wszystko, żeby ten SON wygrać. A jednak widzę okoliczności łagodzące i mogę łatwo wytłumaczyć, dlaczego tak się nie stało.
Proszę.
Kalendarz nie był dla nas szczęśliwy. I mam tu na myśli stronę mentalną. Te zawody odbyły się po finale DMP, który dość głęboko spenetrował psychikę naszych liderów. Obaj tam startowali i tylko oni sami wiedzą, ile kosztował ich mentalnie ten wycisk. Dodatkowo Dudek był w finale zbijany przez rywali niczym bila. Tam musiało dojść do naturalnego rozprężenia. Patryk i Bartosz zostali wyeksploatowani fizycznie i psychicznie. Dlatego uważam, że lepszym terminem byłby lipiec. Wtedy mielibyśmy więcej atutów. Nasi zawodnicy nie byliby rozładowani, jak słaba bateria.
Ciekawa teoria.
Ja rozmawiałem z Patrykiem i tylko się upewniłem w tym, że ona jest słuszna. Właśnie z powodu tego wycisku i rozprężenia Dudek nie był w finale SON sobą. Jemu nawet uciekły ustawienia. Zresztą Bartkowi również. To normalne po takim wybuchu emocjonalnym, jakim był finał ligi. Tam była duża koncentracja, a nie sposób jej trzymać cały czas na wysokim poziomie.
Na tej samej Motoarenia Australijczycy poradzili sobie z ustawieniami. Przegrali pierwszy bieg z nami, ale potem się dopasowali.
Pamiętajmy jednak, że Holder w meczu Apatora z Motorem na Motoarenie był najsłabszym zawodnikiem. A Kurtz był po przegranym finale Grand Prix. I choć mówił, że jest zadowolony, to nie był. Tak skoncentrowanego Kurtza, jak w SON, to ja nigdy nie widziałem. On był bardziej głodny od naszych. Chciał ukoić przegraną w Grand Prix. Tam była podwójna motywacja.
To może trzeba było wybrać inny skład?
Nie. Skład był optymalny, pola startowe też, ale kalendarz to wszystko rozbroił. W innym czasie mogliśmy lepiej i więcej. W tym zrobiliśmy maksimum tego, co można było zrobić.








