Zenek Plech nie został mistrzem świata, ale zawsze był bardziej ceniony niż Jerzy Szczakiel. To jeden z wielu żużlowych paradoksów.

W 1973 roku Plech miał być mistrzem świata, ale wygrał Szczakiel, na którego nikt nie stawiał. Ktoś może powiedzieć, że Zenka typowano na złotego medalistę na wyrost, że nie był gotowy, że był za młody (miał wówczas 20 lat), ale to tylko takie gadanie. W sporcie, a zwłaszcza w żużlu, nie ma takiego pojęcia, że ktoś jest lub nie jest gotowy. W speedway’u nie ma mądrych, bo z jednej strony jest Gollob, który mistrzem został w wieku bardzo dojrzałym, ale z drugiej są takie przypadki jak Peter Collins czy Bruce Penhall, którzy mistrzami zostawali odpowiednio w wieku 22 i 24 lat. Moim zdaniem Plech w 73 roku miał wszystko co trzeba, by wygrać, ale mu się nie udało. Po prostu. W żużlu wielu było takich, co ich kreowano na mistrzów, ale z różnych powodów nimi nie zostawali. To jest tylko sport. Tu czasami umiejętności nie znaczą tyle co dobra chwila, kaprys szczęścia czy uśmiech losu.

Plech na pewno był żużlowcem kompletnym i bardzo dobrym. To, że nie nie został mistrzem, że ciągle był w cieniu złota, nie jest jakąś wielką tragedią. Równie ważne jak medale jest według mnie to, żeby skończyć cało i zdrowo. I Zenkowi się to udało. Nie stało się z nim to co z Leigh Adamsem, który na żużlowym torze nigdy nie wpakował się w maliny, ale po zakończeniu przygody z czarnym sportem doznał kontuzji, która posadziła go na wózku. Straszna historia.

Pewnym pocieszeniem dla Zenka, o ile w ogóle się tym martwi, niech będzie to, że przez sympatyków zawsze był bardziej ceniony niż mistrz Szczakiel. Srebro i brąz Plecha znaczyło więcej niż złoto kolegi z Opola.

Dodam, że Plecha znam doskonale. Od czasu do czasu się widujemy. Ubolewam nad tym, że tak mocno ucierpiał ostatnio na zdrowiu. Od lat zmaga się z cukrzycą, a w tym roku w szpitalu spędził masę czasu. A mówią, że sport to zdrowie. Tak czy inaczej magicznych chwil z Zenkiem na Stadionie Śląskim w Chorzowie nikt i nic mi nie zabierze.

Leave a Reply