Najważniejsze występy reprezentacji Polski (16)

W roku 2017 finałowa rywalizacja w Drużynowym Pucharze Świata przeniosła się ponownie do Polski, a dokładniej do Leszna. Poprzedni turniej, decydujący o podziale medali, odbył się w tym kraju trzy lata wcześniej w Bydgoszczy, gdzie Polacy po dramatycznym boju przegrali z Duńczykami jednym punktem.

Baraż i finał DPŚ zaplanowano na Stadionie im. Alfreda Smoczyka odpowiednio 7 i 8 lipca 2017, a Polacy po raz drugi w historii mieli tym samym zagwarantowany udział w turnieju finałowym, dzięki roli gospodarzy, którą pełnili. Zanim jednak doszło do finałowej batalii, wcześniej rozegrano jedną rundę kwalifikacyjną w łotewskiej Rydze oraz dwa półfinały – w brytyjskim King’s Lynn i szwedzkim Västervik.

W eliminacyjnym turnieju w Rydze równych sobie nie mieli gospodarze z Łotwy, którzy na 60 możliwych punktów zdobyli ich aż 52. Niekwestionowanym liderem gospodarzy był wówczas Andrzej Lebiediew, zdobywca kompletu (15). Drugie miejsce z 16 punktami straty zajęli Francuzi, których prowadził David Bellego (17). Trzecie i czwarte pozycje zajęli odpowiednio Niemcy (24) z liderem Kaiem Huckenbeckiem (11) oraz Włosi, gromadząc 13 „oczek”, a w ich szeregach najlepiej prezentował się Guglielmo Franchetti (6).

Pierwszy z półfinałów zaplanowano na 1 lipca w King’s Lynn. Od początku wiadomym było, że w walce o pierwsze miejsce – jedyne, premiowane bezpośrednim awansem do finału w Lesznie – będą liczyć się Brytyjczycy oraz Australijczycy, tym bardziej, że w ekipie Stanów Zjednoczonych zabrakło Grega Hancocka. Taki scenariusz został zrealizowany i górą ostatecznie byli gospodarze, którzy prezentowali się bardzo dobrze, zdobywając łącznie 53 na 60 możliwych punktów. To wynik godny uznania, tym bardziej, że w tym roku ze startów w Drużynowym Pucharze Świata zrezygnował Tai Woffinden. Liderem brytyjskiej ekipy był Craig Cook z 14 punktami, a pozostała trójka dorzuciła ich i tak po 13. Do barażu w Lesznie przeszli dalej Australijczycy, gromadząc 44 „oczka”. Ich liderem był Chris Holder, który na torze pojawił się 6 razy, w tym raz jako „Joker” (19 punktów). Pozostałe dwie ekipy wyraźnie odstawały od reszty, ale Stanom Zjednoczonym z 15 punktami i tak udało się awansować do turnieju barażowego. Pod nieobecność Hancocka najlepszą zdobyczą charakteryzował się Gino Manzares (7). Z rywalizacji odpadli Czesi, gromadząc zaledwie 13 „oczek”, a ich liderem był Václav Milík (6).

Trzy dni później zmagania półfinałowe przeniosły się do Västervik, gdzie kibice mogli oglądać bardzo wyrównane zawody. Zwycięzcy Szwedzi zgromadzili łącznie 37 punktów, czyli o aż 16 mniej niż Brytyjczycy w pierwszym półfinale. Do triumfu i awansu poprowadził ich Antonio Lindbäck (11). Bardzo ciekawie było na dalszych pozycjach, bowiem miejsca od drugiego do czwartego dzieliły zaledwie dwa punkty różnicy. Po 20 biegach pewni udziału w barażu byli Rosjanie (30), których liderem był tym razem Grigorij Łaguta (12). O ostatnią przepustkę do Leszna w biegu dodatkowym dosyć niespodziewanie musieli walczyć Duńczycy z Łotyszami. Co więcej, ci drudzy sprawili wielką niespodziankę, dzięki zwycięstwu Lebiediewa z Iversenem, przez co czterokrotnych triumfatorów DPŚ zabrakło nawet w barażu. Obie ekipy wcześniej zdobyły po 28 punktów. Liderem Łotyszy był wspomniany Lebiediew z 15 punktami, a Duńczyków Iversen z dziewięcioma. O tym, że doszło do biegu dodatkowego zadecydowało jednak użycie „Jokera” – Łotysze zdobyli przy tej okazji sześć punktów, a Duńczycy żadnego.

Baraż miał odbyć się  w piątek, 7 lipca, lecz przed jego rozegraniem pogorszyły się warunki pogodowe i zawody były przez moment zagrożone. Ostatecznie udało się je rozegrać, lecz to nie aura przyciągnęła tego dnia najwięcej uwagi. Przed turniejem, jak grom z jasnego nieba na Rosjan spadła wiadomość o zawieszeniu jednego z ich liderów – Grigorija Łaguty, za stosowanie niedozwolonych środków. Rozpatrywano przez moment nawet scenariusz, w których „Sborna” miała zostać wykluczona z rywalizacji, ostatecznie przystąpiła do niej w osłabieniu. Po tych wydarzeniach chyba nikt nie spodziewał się scenariusza, który miał miejsce w barażu. Na torze po opadach deszczu najlepiej radzili sobie osłabieni Rosjanie, którzy w zasadzie bez większego problemu wygrali zawody, gromadząc 46 punktów i zajmując ostatnie miejsce w finale Drużynowego Pucharu Świata w sezonie 2017. Klasą sam dla siebie był tego dnia Emil Sajfutdinow, który wygrał wszystkie swoje biegi (15). Z rywalizacją pożegnali się tym samym Australijczycy (33), Łotysze (30) i Amerykanie (15), a ich liderami byli tego dnia odpowiednio Jason Doyle (12), Andrzej Lebiediew (18) i Ricky Wells (6). Komplet finalistów był zatem znany.

Finał 8 lipca nie był już zagrożony, a sobotnia aura była zdecydowanie lepsza niż ta piątkowa. Od południa było głównie słonecznie, co zapowiadało emocje tylko i wyłącznie na torze na Stadionie im. Alfreda Smoczyka. Polacy, dla których były to jedyne zawody w tej edycji, byli oczywiście faworytami, lecz nie lekceważyli oni rywali. W czasie całego turnieju utworzyły się dwie pary zespołów, które rywalizowały odpowiednio o zwycięstwo oraz o trzecie miejsce. W tym pierwszym duecie znaleźli się gospodarze oraz Szwedzi, którzy jako jedyni stawiali czynny opór bardzo dobrze dysponowanym podopiecznym Marka Cieślaka. Tym jednak trudno było zagrozić i w sposób dosyć pewny prowadzili w tych zawodach. Ostatecznie w składzie Polski wszyscy zawodnicy zapisali na swoich kontach dwucyfrowe zdobycze, co mogło skutkować tylko i wyłącznie zwycięstwem w finale i zdobyciem złotych medali w DPŚ po raz ósmy, a siódmy za kadencji Marka Cieślaka. Na 50 punktów, zdobyte przez całą drużynę, złożyło się 14, które wywalczył Maciej Janowski, po 13 dorzucili Piotr Pawlicki i Bartosz Zmarzlik, a 10 na swoim koncie zapisał Patryk Dudek. Złoty krążek na szyi założył jeszcze rezerwowy Bartosz Smektała, który tego dnia jednak nie pojawił się na torze. Drugie miejsce, ze stratą 9 punktów do zwycięzców zajęli Szwedzi. Rewelacyjny był tego dnia Antonio Lindbäck i gdyby któryś z rodaków dopasował się do jego poziomu, złoto dla Polski wcale nie byłoby tak pewne. Czarnoskóry Szwed zdobył bowiem 20 punktów na 21 możliwych w sześciu występach, raz startując jako „Joker”. Brązowy medal wywalczyli ostatecznie Rosjanie z 18 punktami, a ich liderem był Emil Sajfutdinow (11). Miejsca na podium nie udało się zająć Brytyjczykom (15), wśród których najlepiej punktował Chris Harris (7).

Siedemnasta edycja Drużynowego Pucharu Świata przeszła zatem do historii. Gdy na najwyższym stopniu podium Marek Cieślak, Maciej Janowski, Bartosz Zmarzlik, Piotr Pawlicki, Patryk Dudek i Bartosz Smektała odbierali złote medale, nikt nie przypuszczał wówczas, że będzie to ostatni (jak do tej pory) taki doniosły moment w historii tej ważnej rywalizacji. Przy coraz mniejszych możliwościach innych krajów, które nie były w stanie wystawiać czterech zawodników, rywalizujących na równym, wysokim poziomie, władze światowego żużla podjęły decyzję o utworzeniu nowego formatu zawodów w ramach drużynowych mistrzostw świata. „Drużynowe” zostały one już jednak tylko w nazwie, ponieważ od początku obowiązywał w nich system parowy, z dwoma głównymi zawodnikami i jednym rezerwowym. W praktyce dzięki temu w turniejach półfinałowych mogło rywalizować aż 14 ekip, po 7 w każdym, podobnie jak w finale. Zwiększyło to szanse drużyn, które wcześniej nie mogły zgromadzić czterech wysokiej klasy jeźdźców, a zmniejszyło choćby Polaków, którzy nigdy nie mieli z tym problemów. Speedway of Nations – bo tak nazwano nową rywalizację – ma do dzisiaj jednak jeden mankament. Nawet, gdy najlepsza para wygra wszystkie biegi serii zasadniczej, może przegrać rywalizację przez jeden słabszy występ w wyścigu finałowym. Po zlikwidowaniu Drużynowego Pucharu Świata odbyły się do tej pory trzy edycje „SoN”, w których trzykrotnie triumfowali Rosjanie w tym samym „głównym” składzie, a byli to Artiom Łaguta i Emil Sajfutdinow. Polacy w pierwszym finale we Wrocławiu (2018) zajęli trzecie miejsce, rok później w rosyjskim Togliatti byli drudzy, a ten wynik powtórzyli również  w pandemicznym sezonie 2020, w skróconym do 14 biegów, jednodniowym turnieju finałowym w Lublinie.

Po trzecim w historii finale Speedway of Nations z prowadzeniem reprezentacji pożegnał się Marek Cieślak. Razem z kadrą narodową wywalczył on siedem złotych medali w Drużynowym Pucharze Świata (na 8 zdobytych), dwa srebrne (na 3) i 1 brązowy. Kolejne sukcesy czekają już na jego następcę, czyli Rafała Dobruckiego, który z pewnością w kolejnych edycjach „SoN” będzie chciał w końcu zdetronizować Rosjan i wywalczyć z reprezentacją Polski złote krążki w tej rywalizacji.