Nie tylko Tomasz Gollob, Janusz Kołodziej i Bartosz Zmarzlik. Indywidualne Mistrzostwa Polski miewały swoich sensacyjnych triumfatorów. Dziś przypominamy sobie czempionów, którzy przed startem zawodów nie byli wymieniani w gronie faworytów. Zapraszamy na karuzelę wspomnień.
8 tytułów mistrzowskich Tomasza Golloba, 5 Zenona Plecha, 4 Janusza Kołodzieja, Floriana Kapały i Andrzeja Wyglendy – tak wygląda czołówka klasyfikacji wszech czasów IMP. Bohaterowie naszego tekstu wygrali raz, ale o ich złotym medalu mówiło się bardzo długo.
W 1992 roku Duńczycy zdobyli mistrzostwo Europy w piłce nożnej. Dlaczego o tym wspominamy? Piłkarze z kraju Hamleta w ostatniej chwili zastąpili Jugosławię i tak się rozpędzili, że zdobyli złoto. Ta historia przypomina w pewnym stopniu to, co w 1982 roku wydarzyło się w Zielonej Górze. Legendarny w Winnym Grodzie i nie tylko Andrzej Huszcza zajął w gdańskim półfinale dopiero 9. miejsce i awansował do finału IMP w roli rezerwowego. Zrządzenie losu sprawiło, że na stadionie Falubazu mógł odjechać pięć biegów i… wygrał. W biegu dodatkowym pokonał Leonarda Rabę z Kolejarza Opole i złoty krążek zawisł na jego szyi. W całej karierze zgromadził cztery medale – złoty, dwa srebrne i brązowy.
Przechodzimy do innej legendy i tym razem będzie o bohaterze Kolejarza Opole. Wojciech Załuski nie przystępował do finału IMP z 1989 roku w roli faworyta, bo przecież kto by stawiał na zawodnika spoza najwyższej klasy rozgrywkowej? A jednak. Jan Krzystyniak i Tomasz Gollob musieli zadowolić się biegiem dodatkowym o srebro, bo z 13 punktami najlepszy w Lesznie był Załuski. Dwa lata później legenda Kolejarza dołożyła do swojej kolekcji srebro.
O tym, że Leszno kocha sensacje przekonaliśmy się również w 2008 roku. Na liście startowej takie tuzy jak Tomasz Gollob, Jarosław Hampel, Krzysztof Kasprzak, Piotr Protasiewicz i inni, a wygrywa… przedstawiciel 1. Ligi z PSŻ-u Poznań. Mowa o Adamie Skórnickim, który postanowił nie oddawać nawet jednego punktu. Złoto „Skóry” do dziś jest wspominane jako jedna z największych sensacji we współczesnym żużlu. Sam zainteresowany przyznał, że czuł się, jakby wywalczył mistrzostwo świata. Charakterystyczne frędzle na rękawach kevlaru nie były tego dnia popisowym numerem jeden Skórnickiego. Dopełniły one mistrzowską formę na torze.
W 2012 roku w Zielonej Górze mieliśmy prawdopodobnie jedno z najbardziej nieoczywistych podiów w historii IMP. Kto mógł przewidzieć, że wygra Tomasz Jędrzejak, a za jego plecami znajdą się Rafał Okoniewski i Krzysztof Buczkowski? Jeśli był ktoś taki, to z pewnością jest dziś bogatym człowiekiem. Po zawodach nie zabrakło wzruszających chwil. Pamięć o tragicznie zmarłym „Ogórze” nigdy nie przeminie.
5 lat po Jędrzejaku gorzowskiego Jancarza zadziwił Szymon Woźniak. Na mającego swoje problemy w Sparcie Wrocław wychowanka bydgoskiej Polonii stawiali tylko jego najbardziej zagorzali fani. Nawet gdy Woźniak przebił się do wielkiego finału przez baraż, wyżej stały akcje Przemysława Pawlickiego, Patryka Dudka i Jarosława Hampela. Nic z tych rzeczy, to obecnie jeżdżący dla Stali Gorzów Woźniak sięgnął gwiazd. Jego łzy wzruszenia sprawiły, że wielu odzyskało wiarę w romantyczny żużel.
Sensacyjnych medalistów było rzecz jasna więcej. Niewielu stawiało w 1997 roku na Jacka Krzyżaniaka, a złoto Zenona Kasprzaka z 1990 roku z Lublina również traktowano w kategorii niespodzianki. Kto wie, może cykl z 2023 roku przyniesie kolejnych nieoczywistych bohaterów? Z takimi nadziejami wypatrujemy kolejnego sezonu.